...w niedzielę o 6.30 a Ty z natury jesteś sową...to jak twierdzi moja córka "rzecz straszna"...i ja tak do niedawna bym stwierdziła...a dziś...kiedy zbudził mnie krzyk tych ptaków to byłam wręcz oczarowana...podbiegłam do okna i...wokół jesienna mgła...żurawi nie mogłam wśród niej dostrzec...i tylko ten krzyk przedzierający się przez gęstwinę mgieł i odbijający się echem o ścianę pobliskiego lasu...i ta chęć by ten krzyk powtórzył się jeszcze raz...i jeszcze...i powrót pod kołderkę...wczoraj odzianą w świeżą pościel...pachnącą snem...i ponowne przebudzenie po dwóch godzinach...dziwny dźwięk ale już kiedyś słyszany...niestety sprawca tamtej "muzyki" został uśmiercony przez naszą Kuleczkę...choć nie do końca tak było, ponieważ zdążyłam jej go odebrać...niestety dzięcioł, bo o nim mowa, nie przeżył...dziś jednak usłyszałam jak kolejny leczy kasztanowca lub jesiona które rosną pod oknem mojej sypialni...super, że kolejny się zadomowił...kiedy spadną liście będę mogła go obserwować...to już pewnie niebawem choć dzisiejsza aura przypominała raczej środek lata aniżeli jesień...temperatura ok.30 stopni ...brak deszczu...niestety ...ogród umiera...u nas nie padało od kilku tygodni...ratuje fragment ogrodu ...choć maleńki fragment niech żyje...gdybym chciała podlewać całość pewnie poszłabym z torbami...cóż, sama nie wiem czy cieszyć się słońcem czy nie...miło jednak spędzić wieczór na tarasie i nie trząść się z zimna...poczytać...poprzeglądać zdjęcia...powspominać...ot, choćby nadal pociągnąć temat wycieczki do Kazimierza...w tak samo słoneczny weekend jak ten...w dzisiejszym poście kilka fotek tego co należy zobaczyć...my chodziliśmy z przewodnikiem ale na ryneczku jest biuro obsługi turystów w którym to można wszystkiego się dowiedzieć a także zaopatrzyć się w ogrom ulotek...lubicie takie ulotki?...ja bardzo...przeglądam je później w domu i wspominam ale też często służą mi do zaplanowania kolejnej wycieczki...
...poniżej podcienia na rynku dużym...zdjęcie zdążyłam zrobić nim zapełnił się on tysiącami turystów...
...na rynku dwie kamienice z "historią"...
...nieopodal jeszcze jedna równie urokliwa...
...do zobaczenia są też trzy kościoły...poniżej jeden z nich...
...od tego kościoła można dojść na zamek...raczej jego ruiny ale dobrze zakonserwowane...
...sam zamek to znakomity punkt widokowy...widać z niego również basztę do której ja z powodu braku sił:))))nie dotarłam...musicie przyznać, że widoki są naprawdę cudne...
...tego samego dnia z zamku weszliśmy na Górę Trzech Krzyży...tam kolejna dawka piękna...
...oprócz tych "dużych" atrakcji jest też wiele mniejszych, równie wartych zobaczenia...
...na dziś kończę wędrówkę po Kazimierzu...myślę, że to jednak nie jest ostatni wpis inspirowany tym miasteczkiem...
Cudnie! I pogoda nam dopisała jak na zamówienie :) Uwielbiam wracać do Kazimierza!
OdpowiedzUsuńAleż pięknie! Cudownie, że tak miło i w tak pięknym otoczeniu spędziłaś czas!
OdpowiedzUsuńściskam Cię cieplutko kochana:)
Kocham Kazimierz, zwłaszcza wczesnym porankiem. Buziaki :-)
OdpowiedzUsuńAleż tam pięknie :)
OdpowiedzUsuńMnie codziennie budzą żurawie :) piękne ptaki :) a i dzięcioł przylatuje na stare jabłonie i grusze :)
Pozdrawiam
Aż chciałoby się pojechać!
OdpowiedzUsuńAż chciałoby się pojechać!
OdpowiedzUsuńDziękuję za oprowadzenie. Lubię te klimaty i żałuję, że do Kazimierza mam tak daleko.
OdpowiedzUsuńSpedziłas ciekawy czas w Kazimierzu tutaj i na Dozynkach...byłam tylko jeden raz ale dawno kilka lat temu....pora to odświeżyć....pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuń