środa, 7 września 2016
DOŻYNKI W KAZIMIERZU...
...a raczej to co ja zdążyłam tam zobaczyć...i choć ograniczona czasowo, to niezwykle się cieszę, że mogłam być świadkiem tej imprezy...nie mogę powiedzieć nic o przebiegu i głównej organizacji ale za to miałam okazję pospacerować wśród wystawców...porozmawiać...popodziwiać...no i przede wszystkim posmakować...oj, pysznie było...ludzie którzy prezentowali swoje wyroby to same super osobowości...cudnie mówiący o tym co robią...przesympatyczni...otwarci na drugiego człowieka...no i same ochy i achy...oczywiście z tego co wiem, choć nie byłam tego świadkiem, to była msza i przemarsz z wieńcami dożynkowymi które są symbolem udanych zbiorów i zakończenia żniw...cudna to tradycja choć niestety w naszym rejonie(parafii) nie biorę w niej udziału ze względu na naszego księdza...to zresztą inna inszość i lepiej nie poruszać tego tematu...w Kazimierzu sfotografowałam kilka wieńcy i zaobserwowałam, że wciąż wykonuje się je starymi sprawdzonymi metodami...moja mama takie wieńce plotła...wspomnienia...czasem też wdziera się nieco nowoczesności i to tez nie jest złe choć ja kocham sielskość i zachowanie tradycji...
...jak widać było co podziwiać choć to co pokazałam to tylko namiastka całości... trudno było bowiem robić fotki ze względu na dużą ilość turystów i oślepiające słońce...czasem tez po prostu tak zachwycałam się jakimś wyrobem że po prostu zapominałam sfotografować...tak było właśnie przy stoisku gdzie Panie i Panowie serwowali jedzonko i ie tylko...miałam tam okazje spróbować produktu który jeśli dobrze zapamiętałam nazywał się "purydz"...purydzki to kotlety ziemniaczane z nadzieniem z kaszy? z mięsem... niebo w gębie ...a do tego przesympatyczne Panie...typowe gospodynie z wszelakimi ich zaletami...tam tez mimo iż nie przepadam za alkoholem Pan poczęstował mnie łyczkiem porzeczkówki...tam maleńki łyczek a cała butelka przyjechała ze mną do domu...a cóż jeszcze jedliśmy...no jak to na takich imprezach pajdy ze smalcem i ogórkiem...były i pierogi...i krokiety...a do picia alkohole wszelakie...lemoniady...napary...nalewki...herbatki...ach, czegóż tam nie było...i te cudne stoiska...i ozdoby...
...bardzo się ciesze, że tam byłam...że mogłam to zobaczyć...i przywieźć conieco ze sobą do domku...ale o ty już innym razem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O rety! No to musiałyśmy się gdzieś minąć w tym tłumie :) Pięknie to wszystko wyglądało, ale jednak najpiękniejszy Kazimierz to ten w środku tygodnia, kiedy znikają weekendowe tłumy. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńWidać, że była to piękna impreza. Wianki, stragany, pyszne jedzenie i dobre towarzystwo- super!
OdpowiedzUsuńściskam kochana:)
Te wieńce to prawdziwe dzieła sztuki. Uwielbiam Kazimierz :-) Buziaki :-)
OdpowiedzUsuńPrawda, że to super impreza?!
OdpowiedzUsuńPrawda, że to super impreza?!
OdpowiedzUsuń