Hmmm...znów miesiąc minął a ja nie znalazłam chwili by tu coś skrobnąć. Ha ha skrobnąć, tak się mówiło na pisanie piszczącymi piórami do których zasysało się atrament brudząc sobie niemiłosiernie ręce. Gdzieś w dalekiej przeszłości, w moim bardzo wczesnym dzieciństwie przewinęło się takie pióro w moim życiu bo taki obrazek gdzieś w mojej głowie jest. Ja jednak pisałam już długopisami i to jakimi...Super grubas w którym mieściło się sześć wkładów różnego koloru, albo cieniutki, który zazwyczaj był w komplecie z maleńkim kalkulatorem i zegarkiem i to wszystko w jednym kolorze (szał pierwszokomunijnych prezentów). Pamiętam też zawieszkę na szyję w kształcie ludzika z wyciąganymi nogami pełniącymi funkcję długopisów, albo różowy plastikowy długopis w kształcie dużego pióra. Długopisy mieszkały w plastikowym jeżyku, pamięta ktoś...wspomnienia. To właśnie dla nich kolejny wpis, post po to by za jakiś czas tu wrócić i przypomnieć sobie to lato w środku wiosny.
Jako, że od kwietnia mamy lato to spędzam w ogrodzie praktycznie każdą chwilkę. Na Malinowym ogrodzie wciąż przybywa "złomu" i staroci. Czasem ktoś coś przyniesie, czasem mąż coś, gdzieś znajdzie na remontach, a mnie cieszy każda z tych rzeczy.
Zakątek za kurnikiem nazwany przez moją sis "KURNIKOWE ZADUPIE" przed chyba dwoma laty dostał drabinki z obciętych na wiosnę gałązek drzew owocowych. Na tych podporach zamieszkał winobluszcz. Zdjęcia pochodzą sprzed kilku tygodni:((
W cynkowych naczyniach posadziłam kwiaty. Parownik znaleziony na złomie, kanki też. Wielką wannę mąż uratował gdzieś z budowy bo również zostałaby wyrzucona.
I w blasku zachodzącego słońca...
Ciężkie konewki również zdobyczne stały się prowokacją do wspomnień dla mojego ojca, który za każdym razem kiedy tamtędy przechodzimy mówi "Mój Boże, takie ciężkie się dźwigało a teraz to plastikowe , leciutkie...".
I "siekacz". Czy u Was też tak nazywało się to narzędzie? Służył do siekania ugotowany ziemniaków dla świń.
Są i większe rolnicze narzędzia
Stara szalkowa waga jako kwietnik...
...i paleta
Rama od okienka to dobre tło dla irysów...
I jeszcze "inne" donice
Taki to mój Malinowy ogród, choć malin od których ta nazwa powstała tu nie widać. Musicie mi wierzyć, że są, nie jest ich dużo bo ok 10 krzaków ale nam wystarcza by pojeść prosto z krzaczka, a i zawekować troszkę też się udaje:)
Do napisania:)
A na koniec wspomnę jeszcze, że biorę udział w konkursie W
Sielskich Ogrodach. Życzcie mi powodzenia:)
Przepięknie zaaranżowana całość.:) Ja jeszcze podlewam metalową konewką, niby myślę o plastikowej, ale w sklepie jakoś rezygnuję z zakupu - a to za mała, a to za droga... Powodzenia w konkursie!:)
OdpowiedzUsuńpowodzenia !
OdpowiedzUsuńAleż skarbów zgromadziłaś w swoim ogrodzie :D Taką metalową konewkę mam i ja, mieszka sobie na rabacie wśród host, bardzo ją lubię, jeszcze przed kilku laty była w stałym użytku :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za powodzenie w konkursie :D
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Pięknie wyglądają rośliny w tych metalowych osłonkach!
OdpowiedzUsuńA i ja pamiętam grubaska wielokolorowego i ten zestaw komunijny-też taki miałam :))
Te cynkowe donice mnie urzekły :)
OdpowiedzUsuńŚwietny efekt.
Pozdrawiam serdecznie.
I świetny kącik stworzyłaś :D Rewelacja :D
OdpowiedzUsuńNa tak urządzony ogród aż miło się patrzy! Super pomysł, by wykorzystać różne stare lub znalezione przedmioty- pomysł z ramą okna genialny! Stworzyłaś swój unikalny projekt. :)
OdpowiedzUsuńPS Maliny prosto z krzaka smakują najlepiej. :) :)
Powodzenia w konkursie!