środa, 27 kwietnia 2016

O STAROCIACH

 STAROCIE
Kiedy byłam młoda dziewczyną mój dom naszpikowany był takimi cudami. Szkoda, że dopiero teraz to sobie uświadomiłam:((((
Kiedy chodziłam do liceum, to byłam jedną z nielicznych osób, lub może jedyną która nie miała w domu łazienki.  Strasznie się tego wstydziłam. Nie zawsze też chciałam do siebie zapraszać znajomych. Miałam jedną przyjaciółkę i tyle:( Jak już wspomniałam wystrój mojego rodzinnego domu nie szedł do przodu i nie był to celowy zamysł a jedynie brak środków na realizację.Pamiętam jak zazdrościłam wówczas znajomym ich nowoczesnych, jak na tamte czasy domów. Kiedy odziedziczyłam po rodzicach swój, pierwsze co zrobiłam to doszczętnie wyczyściłam strych i piwnicę...NIESTETY
Gdy teraz o tym pomyślę nie mogę sobie tego wybaczyć:(((
Zarówno na strychu jak i we wspomnianej piwniczce, ale  też w niezliczonych szopkach i składzikach było tyle cudeniek , których niestety wówczas nie potrafiłam docenić. Dla mnie wtedy były to śmieci, które nie wiadomo do czego moi rodzice przechowywali. A teraz...Tyle dobra...:((((
Ocknęłam się kilka lat później. Niestety za późno:(
Od tamtej pory znoszę do domu stare graty.
Tak, graty, bo antyki to nie są. Nie wydaję też na to dużych pieniędzy, ale kiedy coś bardzo mnie zauroczy i jest nie drogie to wędruje do mojego domu.Nie ukrywam, że czasem moja rodzina się buntuje, zadając pytania typu" a po co ci to?" albo tekst " znowu jakiś złom przytargałaś". Myślę jednak, że i oni kochają te  przedmioty z duszą. MÓJ na przykład, jest budowlańcem i zdarza mu się remontować stare domy. Jeśli  tylko ktoś  chce  coś wyrzucić a MÓJ widzi w tym potencjał to zabiera to ze sobą. Przytargał do domu już kilka rzeczy, które zasiliły moją "kolekcję". Moja córka mimo iż twierdzi, że z ogrodu zrobiłam złomowisko sama ze spaceru po polach przyniosła złamany stary, cudownie pordzewiały szpadel...
A ja? Ja kocham te przedmioty. Rzadko też je odmalowuję ponieważ lubię ich naturalny kolor, te obdarcia, dziury po kornikach, rdzę...Fiś jakiś, prawda?
Uwielbiam też targi staroci. Mogę spędzać na nich całe dni, tak jak na przykład w tą niedzielę, gdzie wędrowałam po takim targu kilka godzin pomimo strasznego zimna:)
Niestety, najbliższy taki targ mam o ok. 80km. od siebie a zatem nie mogę na nim bywać tak często, jak bym chciała.
Na takich targach nie szukam czegoś wartościowego finansowo, bo też i nie znam się na tym. Szukam rzeczy, takich "moich"i trudno mi to inaczej sprecyzować.  Jak coś zobaczę to po prostu wiem. Czasem żałuje po czasie że czegoś nie kupiłam i chyba to jedyny minus bywania na targach.
A co kupiłam ostatnio?
Z niedzielnego wypadu przywiozłam stare radio, walizki, naparstki i półeczkę do nich. I... już wiem gdzie to wszystko będzie miało docelowe miejsce. Ja bowiem wciąż marzę o maleńkim miejscu dla siebie, o pracowni:)
A moja Kuleczka też wie co dobre:)



A jeśli już w temacie staroci jesteśmy to wrzucam kilka zdjęć z "Malinowego ogrodu".Z racji tego,że półka na którym stała moja zbieranina-  tutaj - przerobiona została na taras dla gołębi( tak ma dwa wł.gołębie) to musiałam coś na razie wymyślić innego. Niezawodne skrzynki znów się sprawdziły. Trochę te gwiazdki nie pasują ale to tylko rozwiązanie przejściowe( chyba) ha ha.





Do następnego:)

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

TRZY TYGODNIE

Tak, blisko trzy tygodnie mnie tutaj nie było.
W sumie to byłam, bo odwiedzałam Wasze blogi ale "czasu" na pisanie nie było (czyt. leń)
A u mnie w domku zastój:(((
Wzbraniam się przed zakupami ponieważ wciąż mam nadzieję, że remont domku na drugi rok dojdzie do skutku. Zbieram pomysły, kombinuję, i marzę...
Na razie remontujemy kilkudziesięcioletni budynek gospodarczy.
Dlaczego o tym wspominam?
Ano, dlatego, że w budynku tym będzie jedno pomieszczenie takie tylko moje.
Szumnie nazywamy je już pracownią choć wiem, że nim ona powstanie to wiele się może wydarzyć w tym również zmiana nazwy:) Mówiąc o odległym terminie zakończenia projektu jestem jak najbardziej prawdomówna ponieważ "pracownia" to jedynie "efekt uboczny" remontu całego budynku.
Kiedy będą na to pieniążki nie wiem , a że dozo ich potrzeba to możecie wywnioskować z poniższego zdjęcia:)))


Budynek ten ma lat....dużo i przez ten okres wielokrotnie zmieniał swoje funkcje. Kiedyś była tam chlewnia, obora, stajnia, szpicherek( tak się u nas mówiło), z czasem jedynie chlewnia i gołębnik, później gołębniki i składowisko wszystkiego, ale to dosłownie WSZYSTKIEGO o czym zresztą świadczą jeszcze nie sprzątnięte stare meble przed budynkiem. Po częściowej rozbiórce można rzec że pozostała ruina, która mamy zamiar z mężem przywrócić do funkcjonalności:)
Wiele więc jeszcze wody upłynie nim to nastąpi ale....jest do czego dążyć.
Ostatnio wiele czasu spędzam w ogrodzie. Robię mnóstwo zdjęć kwiatów, roślin, efektów mojej pracy, by później nie mieć czasu ich pokazać:) Tak to już  jest.
Pochwalę się więc choć dzisiejszymi zdjęciami tego nad czym dziś się pochylałam..









A na koniec kwiatki i sówka miniaturka na moją półeczkę z miniaturkami(prezenty od MOJEGO i dzieci).
Dziś bowiem na torcie przybyła mi kolejna świeczka...
I wiecie co? Wcale jej nie czuję:)))))