niedziela, 15 października 2017

JAK MINĄŁ DZIEŃ?

"Jak minął dzień dzisiejszy?"Takie słowa piosenki dziś przyszły mi do głowy, kiedy tak pogrążona w myślach zasiadłam do komputera. I tak sobie myślę, że w życiowej pogoni często kładąc się wieczorem do łóżka nie mamy czasu nawet na to by zrobić bilans, podsumowanie tego dnia. A przecież każdy dzień to NOWE. W każdym minionym dniu znaleźć można mnóstwo pozytywów...No właśnie, zależy jak się na to spojrzy. Pozytywnego patrzenia na świat trzeba się nauczyć, no chyba, że ktoś się z tym rodzi. Fakt jest taki, że ja muszę się tego uczyć każdego dnia. Coraz częściej jednak udaje mi się dostrzegać te dobre strony danej sytuacji. Stawiam sobie małe cele. Ot, zwykła życiowa sytuacja znana prawie każdej pani domu.
Sprzątamy dom na przyjazd gości. Niestety pomimo starań brakło nam czasu na zmycie podłogi w przedpokoju:((( Dramat? Nie, ja od jakiegoś czasu w takich sytuacjach właśnie, kieruję moje myślenie na inne tory, stwierdzając, że przecież mam na błysk wysprzątaną kuchnię, salon, łazienkę...i z tego się cieszę a nie zadręczam się odrobiną kurzu na 4m2...
Trudne to jest strasznie, ale można się tego nauczyć. Nie twierdzę też że zawsze mi się to udaje. Są takie dni, że szlag mnie trafia kiedy po raz kolejny widzę naczynia w zlewie czy umywalkę brudną od pasty do zębów. Trudność w takim myśleniu, zwłaszcza jeśli chodzi o porządek w domu, potęguje u mnie wciąż niezakończony remont...
Nie mniej jednak nawet "w remoncie" można przyjmować gości i się z tego cieszyć. Ostatnio, niespodziewanie odwiedziły mnie dwie moje kuzynki, nie wiedząc wzajemnie o  swoich planach. Każda z nas nosiła to samo panieńskie nazwisko, ponieważ jesteśmy córkami trzech braci. Popołudnie minęło w znakomitej atmosferze, na rozmowach, wspomnieniach, planach...Wieczorem byłam tak pozytywnie naładowana i taka szczęśliwa, że fakt iż nad stołem przy którym piliśmy kawkę wisiały dwie zwykłe żarówki na drucie nie miał dla mnie znaczenia. Był jednak taki czas w moim życiu, że skupić bym się nie umiała na rozmowie myśląc, że jaki to wstyd przyjmować gości w takim wnętrzu...Też ta macie,vel mieliście?
A więc jak minął dzień?
Jak zwykle jednym z punktów każdego dnia jest u mnie tzw. obchód, kiedy to w różnorakim towarzystwie spaceruję stałą "trasą" po ogrodzie. W tygodniu chadzają ze mną Szałaputy, czyli Czika i Lucek oraz w zależności od dnia Bazyl i Kuleczka. Teraz gdy wszędzie leży mnóstwo liści moje psiaki mają niezłą w nich zabawę a ja mnóstwo z tej racji powodów do radości
.










 


 

 



W weekend na obchód chodzi z nami Dorosła, która rozpoczęła swoją wielką przygodę ze studiami i do domu wraca na sobotę i niedzielę. Dzieci wyfruwają z gniazda i trzeba się z tym pogodzić...
Nawiązując to takiej życiowej sytuacji Ania z bloga Lecę w kulki przytoczyła taki wierszyk:

Pytały dębu żołędzie:
-Tato, co  z nami będzie?
Wiatr zerwie nas, pospadamy, brzuszki poobijamy,
pogubimy kapelusiki, a może nas zjedzą dziki?
Daj jakąś radę na to, 
dźwigałeś nas całe lato, radź teraz, tato!
A dąb: - Jest jedna rada:
kto dojrzał niechaj spada.
Jak przytuli się mocno do ziemi, 
to okryję go liśćmi zeschłymi.
Śmiało, dzieci, skaczcie, raz, dwa -
byle dalej od mego pnia -
i pod ziemię, i w dół, i w głąb
niechaj każdy rośnie jak dąb, 
a spotkamy się znowu, synkowie,
w dąbrowie.
Joanna Kulmowa "Żołędzie''
Cudne nawiązanie do tematu. Prawda?
A co dziś jeszcze?
Ano ciacha z jabłkami. Zainspirowana fotkami na insta skorzystałam z zamieszczonego również tam przepisu i dziś, zresztą już po raz kolejny upiekłam ciacha- pierożki. Dziś z dwóch porcji, ponieważ połowę DOROSŁA zabrała ze sobą:)))
 Szczerze polecam. Są szybkie w przygotowaniu i przepyszne. A, i mają jeszcze jeden plus. jeśli ja umiem je upiec to znaczy że sa dziecinnie proste:)) No i żeby nie było za różowo, mają też wadę: mega szybko znikają:(
Dzień dzisiejszy zakończę spędzając miło czas na szydełkowaniu. Ostatnio mam sporo zamówień na łapacze snów, z czego baaaaaaardzo się cieszę:) Zapraszam też chętnych do składania zamówień. W każdy łapacz wkładam mnóstwo serca i obdarzam go pozytywną energią. A zatem:
KOLOROWYCH SNÓW i do następnego:)






środa, 4 października 2017

NO PO PROSTU MUSZĘ

Zupełnie nie wiem od czego zacząć. I Ameryki tym stwierdzeniem nie odkrywam, ponieważ takie myśli miałam i kilaka tygodni temu i nawet miesiąc tamu też, o!!
Im jednak dłużej to odwlekam, tym spraw przybywa a nie odwrotnie...
Remont, który miał potrwać niecałe dwa miesiące zadomowił się u nas na dobre i wiem już na pewno, że nie zostanie on ukończony w tym roku. Środek domu pewnie niedługo uda nam się "zamknąć" ale roboty na tarasie, schodach i w piwnicy trzeba przełożyć na wiosnę:((( Jakby tego było mało dopadło nas jesienne przeziębienie. Najpierw syn, a teraz MÓJ. Pewnie wiele z Was przekonało się o tym, że kiedy facet ma katar to rzecz straszna...:)))Nie, no żartuję, zwłaszcza, że ja też już zaczynam pociągać nosem.
Jesień przyszła zdecydowanie za wcześnie. Lato też nie rozpieszczało, choć ja i tak nie korzystałam ponieważ remont pochłonął mnie w całości. Raptem cztery dni nad morzem...ale i to dobre...wspomnienia są i wówczas te cztery dni bez kurzu, pyłu i ogólnego bałaganu było zbawienne. Nie wiem jak ja to przetrwałam i czy dotrwam do końca. Niemniej jednak urodziny Dorosłej można było zorganizować już w domu. Tak, tak to sukces po ponad dwóch miesiącach gotowania w garażu.
Tak więc pomimo tego iż wnętrza rzec by można zupełnie nie wykończone to stół jest i krzesła też...i tort był, a na nim ostatnie "naście".


Jako, że Dorosła kociarą jest straszliwą a i dzieckiem jeszcze całkiem, całkiem, to dekoracja jaka wpadła mi w ręce w H&Y wpisała się doskonale:) Przyznam,że ze mnie też chyba dzieciuch bo sama chętnie widziałabym taką dekorację na moim torcie:)) Przecież ja też, i kociara, i psiara, i ogólnie zwierzęciara:) No właśnie, dziś Światowy Dzień Zwierząt to przy okazji przedstawię Wam moje dwa Szkraby. Rodzeństwo Czika i Gruby Lucek. Są z nami od końca czerwca. Wtedy wyglądały tak



Z czasem Brzuszki robiły się coraz większe...


...zwłaszcza, że leniuszki z nich ogromne. Tylko leniuchować i nic poza...no chyba że jeszcze ciągłe kąpiele w oczku wodnym, wyrywanie i nagminne przesadzanie kwiatków, znoszenie najdziwniejszych rzeczy z całego obejścia na taras, zaczepianie kotów, walki o każdą jedną rzecz która akurat zajął się "ten drugi", porywanie laczków, kopanie dziur, podjadanie najpierw malin, teraz jabłek itd,itd...



No ale kocham je bardzo...



Przyznam, że bałagan robią totalny. Ale jak sie na nie gniewać?:)))
Zresztą taras i tak w opłakanym stanie. A tak by się chciało ozdoby jesienne ustawić, i lampiony...Tymczasem skuta część płytek straszy betonem i krótko mówiąc dziurą. Elewacja częściowo zerwana, bonie też...wszystko jakby w ruinie...ale wiosną będzie pięknie!!!!Tak to sobie tłumaczę, o!! I do następnego, myślę, że szybkiego:). Zaglądajcie na mój Instagram  
I dajcie znać czy ktoś tu zagląda, plisss:)